Relacja z warsztatów "Mamo to ja"
Dnia osiemnastego września wybrałam się wraz z J. na warsztaty "Mamo to ja". Było to moje drugie wyjście na wydarzenie tego typu (pierwszym były warsztaty "Świadoma mama"). Hotel w którym warsztaty miały miejsce, jak zwykle wybrany z klasą. Przy "rejestracji" czekały na nas przegryzki oraz napoje. Podzielono nas wszystkich na trzy mniejsze grupy. Wszystko ładnie i pięknie. Poszłyśmy więc na część pierwszą gdzie wykładała pani położna na temat pielęgnacji noworodka, później pan mówił o bezpieczeństwie podczas jazdy. - Ta godzina była ok. Nie będę marudzić, bo byłam zajęta pisaniem mojej historii skojarzeniowej z "mamo to ja" na konkurs, tak więc ten czas zleciał mi niesamowicie szybko.
Przyszła pora na zmianę sal - czekała nas pierwsza pomoc, a później krew pępowinowa. Hmm... powiem tak - wszyscy zazwyczaj nie mogę się doczekać zajęć z pierwszej pomocy. U mnie było inaczej. Przerabiałam je już trzy raz- nie wliczając w to tamtych czwartkowych z "mamo to ja". Siedziałam wraz z J. i kiedy to pan zapraszał do siebie na zajęcia praktyczne, my siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o wszystkim innym niż pierwsza pomoc. Późniejsze informacje na temat krwi pępowinowej przebiegły bardzo sprawnie - pomimo, że byłam już na takiej prezentacji, to z zainteresowaniem słuchałam i oglądałam. Było rzeczowo, na temat i bez zbędnego przedłużania.
Na deser została nam (wtedy jeszcze) nieznana sala numer trzy - i może lepiej, aby tak pozostało. A co kryło się w niej? Wykład na temat odżywiania, oraz półgodzinna prezentacja suplementów firmy OmegaMed. Gdyby nie moje ciągłe sprawdzanie maili, albo głupawe uwagi rzucone do J., chyba bym tam zasnęła - chwała Ci Kochana, że wybrałaś miejsca z tyłu! Ile można wymieniać swoje produkty, mówić po co, dlaczego, co z czym...? Powiem Wam ile! Bite pół godziny! Albo i dłużej - chociaż w moim mniemaniu ta właśnie prezentacja trwała najdłużej, bo zwyczajnie w świecie była nudna. To tak jakby przed seansem w kinie puścić najnudniejszą reklamę jednej firmy i oglądać ją w kółko. Nudy, nudy, nudy! Temat żywienia był przeze mnie oczekiwanym i nie było tak źle jak w przypadku omegamed'u, ale też zasypiałam. I wtedy naszła mnie myśl - skoro ja ciężarna ledwo zniosłam ostatnią godzinę, to co dopiero musiała przeżywać J., którą te tematy w ogóle nie interesują?
Na koniec odbyło się szybkie rozdanie nagród i ... UWAGA! ... wygrałam ręcznik! Po prostu szał! Jednak nic nie równało się mojej minie, kiedy usłyszałam, że nasze wypociny musimy przeczytać na forum! Wręcz błagałam J., aby poszła i przeczytała za mnie. Na moje nieszczęście nieugięty z niej zawodnik!
Wychodząc z tych całych warsztatów miałam mieszane odczucia- początek był zdecydowanie lepszy niż koniec. A w dodatku mam porównanie z warsztatami "świadomej mamy", które zostawiły o wiele milesze odczucie. Na tych oczywiście nie obyło się bez gratisów. Większa zawartość paczki były to jednak ulotki. Tak jak na warsztaty "świadomej mamy" chętnie wybrałabym się raz jeszcze, tak na te wątpię. Można było pójść i posłuchać, ale tylko jeden raz.
Przyszła pora na zmianę sal - czekała nas pierwsza pomoc, a później krew pępowinowa. Hmm... powiem tak - wszyscy zazwyczaj nie mogę się doczekać zajęć z pierwszej pomocy. U mnie było inaczej. Przerabiałam je już trzy raz- nie wliczając w to tamtych czwartkowych z "mamo to ja". Siedziałam wraz z J. i kiedy to pan zapraszał do siebie na zajęcia praktyczne, my siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o wszystkim innym niż pierwsza pomoc. Późniejsze informacje na temat krwi pępowinowej przebiegły bardzo sprawnie - pomimo, że byłam już na takiej prezentacji, to z zainteresowaniem słuchałam i oglądałam. Było rzeczowo, na temat i bez zbędnego przedłużania.
Na deser została nam (wtedy jeszcze) nieznana sala numer trzy - i może lepiej, aby tak pozostało. A co kryło się w niej? Wykład na temat odżywiania, oraz półgodzinna prezentacja suplementów firmy OmegaMed. Gdyby nie moje ciągłe sprawdzanie maili, albo głupawe uwagi rzucone do J., chyba bym tam zasnęła - chwała Ci Kochana, że wybrałaś miejsca z tyłu! Ile można wymieniać swoje produkty, mówić po co, dlaczego, co z czym...? Powiem Wam ile! Bite pół godziny! Albo i dłużej - chociaż w moim mniemaniu ta właśnie prezentacja trwała najdłużej, bo zwyczajnie w świecie była nudna. To tak jakby przed seansem w kinie puścić najnudniejszą reklamę jednej firmy i oglądać ją w kółko. Nudy, nudy, nudy! Temat żywienia był przeze mnie oczekiwanym i nie było tak źle jak w przypadku omegamed'u, ale też zasypiałam. I wtedy naszła mnie myśl - skoro ja ciężarna ledwo zniosłam ostatnią godzinę, to co dopiero musiała przeżywać J., którą te tematy w ogóle nie interesują?
Na koniec odbyło się szybkie rozdanie nagród i ... UWAGA! ... wygrałam ręcznik! Po prostu szał! Jednak nic nie równało się mojej minie, kiedy usłyszałam, że nasze wypociny musimy przeczytać na forum! Wręcz błagałam J., aby poszła i przeczytała za mnie. Na moje nieszczęście nieugięty z niej zawodnik!
Wychodząc z tych całych warsztatów miałam mieszane odczucia- początek był zdecydowanie lepszy niż koniec. A w dodatku mam porównanie z warsztatami "świadomej mamy", które zostawiły o wiele milesze odczucie. Na tych oczywiście nie obyło się bez gratisów. Większa zawartość paczki były to jednak ulotki. Tak jak na warsztaty "świadomej mamy" chętnie wybrałabym się raz jeszcze, tak na te wątpię. Można było pójść i posłuchać, ale tylko jeden raz.