Pages

Nie 'samotna', a samodzielna matka.

Ostatnio dużo słyszę o tym jak to znakomicie do siebie doszłam po porodzie, jak to świetnie sobie radzę w roli mamy i jak silna jestem pomimo mojej sytuacji. Potem coś się zmienia. Zmienia w trakcie, kiedy to znajomi pytają o ojca dziecka - pytają czy się kontaktował, czy widział. - "Nie"- odpowiadam z uśmiechem (w cale nie wymuszonym!) na oba pytania. - "Jeju, takie to przykre!" - słyszę z każdej strony. Nagle  ludziom robi się mnie szkoda, żałują mnie. Starają się pocieszyć, albo obrzucają 'dawce' stekiem wyzwisk (tę część akurat chętnie podejmuję!). Rozumiem - chcą mi pomóc. Chcą, abym wiedziała jak patrzą na tę sytuację. Mam wrażenie, że widzą mnie jako tą pokrzywdzoną - tą której trzeba pomóc, której trzeba żałować. Czyżby nie wierzyli w mój szczery uśmiech? Czyżby nie dostrzegali tej energii jaka przepływa przeze mnie każdego dnia? Czyżby uważali, że dalej nie potrafię złapać dystansu do tych spraw?

Nie rozumiałam tego długo. Nie chciałam, aby komuś było mnie szkoda! "Sama wychowuję Kamila" - mówiłam. Owszem mówiłam, ale z pewnością nie po to, aby ktoś w odpowiedzi robił smutną minę, starał się mnie pocieszać i dodawał otuchy. Nie chcę wyjść tutaj na niegrzeczną czy niekulturalną - ale ja szczerze tych smutnych min nie potrzebuję. Nie potrzebuję pocieszenia, że się ułoży, że znajdę kogoś lepszego. Bo ja nikogo w tym momencie nie chcę. Mój dystans do spraw z ojcem Kamila jest tak duży, że śmieję się szczerze na każdą wzmiankę tematu. Śmieje się mściwie, bo wiem, że teraz to w końcu ON poniesie konsekwencje! Cały czas miałam wrażenie, że wszystko spadło na mnie. Że byłam jedyną stroną, która płakała, która cierpiała. Teraz jest inaczej. Ja swoje przeszłam, ja me szczęście mam przy sobie. A dla kogoś takiego jak on, największa kara jaka może go w życiu spotkać, właśnie ku niemu zmierza. I uśmiecham się przede wszystkim dlatego. Wiem, że to złe, że mściwym być nie wolno. Ale taka już moja natura. Nie jest to jednak to uczucie, kiedy chcesz się na kimś zemścić wbrew wszystkiemu ,dążąc do tego 'po trupach'. O nie! To jest po prostu wrażenie, że sprawiedliwość go dopadnie. I dlatego się uśmiecham. Dlatego coraz chętniej podejmuję ten temat, a niżeli go unikam. Mam poczucie, że kiedy zaczynam rozmowy o  zbliżającej się rozprawie sądowej, czuję przypływ energii. Energii do działania! Bo nie walczę przecież o pieniądze dla siebie! Walczę dla mego dziecka! Aby ono miało to co najlepsze! I nie interesuje mnie ubolewanie z jego strony, że problem z pieniędzmi - ja byłabym wyrozumiała dziewięć miesięcy temu. Teraz już na to za późno. Przez całe dziewięć miesięcy nie martwił się za co skompletuję wyprawkę, skąd wezmę środki na lekarstwa. Nie martwił się również jak rozwija się 'jego' syn. Nie przejmował, że zostawił załamaną. Teraz ja przestałam się przejmować tym co on chce. Dodatkowo nie postrzegam tego jedynie jako walki o pieniądze. Mam wrażenie, że walczę o moją odebraną mi godność. Wychodząc z wysoko podniesioną głową naprzeciw niemu, uświadamiam go, że mnie nie zniszczył. Że mam teraz siły jak nigdy przedtem, aby walczyć o to co mi się należy. Dlatego kiedy podejmując ten temat widzę smutny wyraz twarzy rozmówcy, to samej mi się robi przykro. Że te osoby we mnie nie wierzą. Czyżby myślały, że mi dalej jest tak ciężko? Że może dalej tęsknie?

No proszę Was! Jak mogłoby mi być ciężko? Jak mogłabym tęsknić za tym 'kimś', skoro mam przy sobie takie szczęście? Moje własne cztero i pół kilogramowe szczęście! Ludziom jest smutno, że on nawet nie wysłał wiadomości - owszem jest to porażka na całej linii odnośnie jego jako ojca- ale dla mnie to lepiej! Mam Kamila dla siebie! To ja odpowiadam za niego! To ja jestem przy nim każdego dnia. Nie on...! Patrząc się na syna często nie potrafię pojąć jak tak można nawet nie wykazać chęci, aby zobaczyć swoje dziecko. Jednak ta myśl nie przechodzi przez smutek. Ona przechodzi przez poczucie, jakich dziwnych ludzi kreuje ten świat. Jakie to ludzie mają priorytety, skoro to co jest najważniejsze, najcenniejsze i niezastąpione pieniędzmi, odrzucają w taki ohydny sposób? Mi zwyczajnie w głowie się nie mieści jak ktoś od tak potrafi rezygnować z najważniejszej w życiu roli? Rezygnować już na samym początku. Udawać, że przecież nic się nie stało! Nie pojmę chyba nigdy jak można również żałować dziecku. Żałować tej małej istocie, tylko po to aby wydać te pieniądze na siebie, na alkohol, na imprezy?! No jak?!

Ostatnio podkusiłam się, aby przeczytać pierwsze umieszczone na blogu posty. Nie wierzyłam. Nie wierzyłam, że były one pisane przeze mnie. Że tak się wtedy czułam. Że to AŻ tak mnie bolało. Czytając tamte zdania przypominałam sobie jak ciężkie były dla mnie dni. Jakie trudne noce. A co najważniejsze - czytałam o kimś. O kobiecie, która została sama. Nie widzę w niej teraz siebie. Nie umiem doszukać się teraźniejszej mnie. Widzę jak bardzo się zmieniłam. Jak bardzo zmieniło się moje życie. Pamiętam jak mówiłam ze smutkiem mamie, że dałabym wszystko, aby w tamtym czasie mogli mnie wprowadzić w stan śpiączki i wybudzić jak Kamil będzie przy mnie. Każdy dzień był wtedy taki trudny. Chciałam nie czuć nic. Widzę to i tak bardzo się cieszę, że te czarne chmury są tak daleko. Że te ciężkie momenty mnie zmieniły. Dodały mi energii. I czuję się wyjątkowo wygraną. Jestem wygraną! Nie jestem żadną 'samotną' matką.

Ostatnio coraz więcej moich znajomych trafia na nieodpowiedzialnych 'tatusiów'. Są oni w związku, ale czują się one zupełnie same. Samotność przy boku osoby, która miała być dla nas największym wsparciem, potrafi dobić podwójnie. Widzę jak smutek przemawia przez nie, kiedy ojciec, który powinien im pomóc, jest jedynie balastem. I widzę wtedy na jak świetnej pozycji ja jestem. W porównaniu z ich życiem moje jest niczym bajka. Dlaczego one dalej usilnie siedzą w takich związkach? - zadałam sobie kiedyś takie pytania. Teraz już wiem - macierzyństwo w pojedynkę bardzo często łączone jest z samotnością. Sama byłam w tamtym punkcie, kiedy jakikolwiek związek wydawał się lepszy niż bycie samej a co dopiero samej z dzieckiem. W tym momencie wiem jedno - nigdy się już nie jest samą, kiedy ma się przy sobie własne dziecko. Samotność w tym momencie nie istnieje. Zostaje samodzielność. I za taką matkę się uważam - samodzielną, nigdy 'samotną'


Share this:

CONVERSATION

67 comments:

  1. Podziwiam Twoją siłę. Jest co podziwiać! Wiele kobiet podłamało by się na Twoim miejscu i masz rację - lepiej być samodzielną, niż na każdym kroku zawodzić się na osobach, które zostały z przymusu. Tak dalej kochana! Masz przy sobie swoje szczęście, które wynagrodzi Ci wszystkie smutki! A ojca można tylko żałować. Bo kiedyś będzie może chciał kontaktu z Kamilem, ale mocno się rozczaruje...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jedynie to szkoda mi Kamila że nie będzie miał takiego ojca na jakiego zasługuje.

      Delete
  2. Piękne słowa. Wiem, jak bolesne są rozstania ale wiem też, że czasem lepiej być samemu, niż w złym związku. Masz ślicznego synka i teraz On jest Twoją rodziną i szczęściem :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dokładnie :) Bycie na siłę tak naprawdę nie pomaga, a wręcz odbija się na dziecku.

      Delete
  3. Twoje podejście do całej sprawy bardzo mi imponuje. Uważam, że warto walczyć w sądzie o swoje, nie dla siebie, a dla dziecka. Zastanawiam się jakim trzeba być człowiekiem, żeby nie interesować się własnym dzieckiem i nie łożyć na jego utrzymanie. Żeby trzeba było walczyć w sądzie, szczyt nieodpowiedzialności.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Walczyć - to dobre słowo. Bo przecież każda złotówka na dziecko to złotówka zmarnowana - w jego mniemaniu. To prawda, to jest przykre. I niepojęte. Bo przecież ten mały człowiek jest tak samo mój jak i jego.

      Delete
  4. I ja również za taką matkę Cię uważam... samodzielną, niezwykle silną, dojrzałą, po prostu wspaniałą! Dla mnie to Ty już od dłuższego czasu jesteś wygrana! ;)

    ReplyDelete
  5. Z ogromną przyjemnością przeczytałam Twój wpis i dostrzegam w nim siebie sprzed kilku lat :) Najpierw załamaną, zapłakaną, skopaną, a potem przepełnioną szczęściem i wielką miłością do dziecka :) Mimo że teraz jestem w związku, mam tę pewność, że zawsze sobie poradzę, niezależnie od tego czy będę sama czy z nim, nie boję się ewentualnego rozpadu mojego związku, samodzielne macierzyństwo mam oswojone i wiem że nie jest ani odrobinę gorsze od tego "podwójnego":) Jedyne czego Ci zazdroszczę to to, że dawca nie interesuje się Małym ;) Serio. Biologiczny mojej córki co kilka, kilkanaście miesięcy odzywa się do mnie, obrzuca stekiem wyzwisk lub rzuca groźby, a potem znowu znika. Marzę, żeby przepadł jak kamień w wodę ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dla mnie to jest chore! Nie dość, że wszystkie obowiązki są i tak na Tobie to on zapewne ma poczucie, że jaki to on biedny. Nie wiem jak to będzie u nas. Na razie bez wyzwisk, ale szczerze Ci powiem nie wiem co po kimś takim można się spodziewać.

      Delete
  6. Fantastyczny post, tak trzymać :) Dziecko daje siłę, o którą wcześniej nikt nas nie podejrzewał. Masz rację - to Ty zyskałaś:). Pozdrawiam ciepło

    ReplyDelete
  7. "nigdy się już nie jest samą, kiedy ma się przy sobie własne dziecko" PIĘKNE!! Też wychodzę z założenia, że lepiej być samemu, niż w nieszczęśliwym związku. BRAWO :-)

    ReplyDelete
  8. Jednym słowem TWARDA z Ciebie SZTUKA, która litości nie potrzebuje :)

    ReplyDelete
  9. Brawo za takie podejście do życia, tak trzymaj.

    ReplyDelete
  10. Nie wiem jak ja bym sobie poradziła w takiej sytuacji i powiem szczerze, że cieszę się iż mnie to nie spotkało, że mam kochającego męża, z którym wspólnie postanowiliśmy, że już czas na dziecko, męża który wspiera na każdym kroku. Pamiętam, że kiedyś żałowałam kobiet, które same wychowywały dziecko, dopóki nie spotkałam pewnej dziewczyny, która była z ojcem dziecka, ale jakby była sama i wtedy zrozumiałam, że tak na prawdę osoby takie jak Ty mają w sobie więcej siły i samozaparcia niż nie jedna "kompletna rodzina". Dlatego podziwiam Cię za Twoje podejście i cieszę się, że tak do tego podchodzisz, że mimo przeciwności losu jakie cię spotkały z podniesioną głową brniesz przez życie ;)
    pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuje :) na pewno byś sobie poradziła ! Kobieta w takich sytuacjach wie ze musi podołać i daje radę :)

      Delete
  11. Dziecko wiele zmienia w życiu, dodaje siły. Masz dla kogo żyć i dla kogo walczyć. To Twój skarb! Musiałaś przez te 9 miesięcy zmierzyć się z samotnością, żeby teraz po porodzie być samodzielną matką. Wiesz, że pomimo wszystkich przeciwności losu sobie poradzisz, bo masz przy sobie swój najcenniejszy skarb. Ludzie robią miny, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie wiedzą jak się zachować. Sama bym zastanawiała się, co powiedzieć. Tobie wiem...największe szczęście masz przy sobie i to jest najważniejsze, a ojciec Twojego dziecka za jakiś czas się ocknie i uświadomi sobie, że zostawiając Was, zrobił największy błąd swojego życia, ale na naprawę czegokolwiek będzie już za późno. Szkoda dziecka, bo przecież każde dziecko zasługuje na miłość i obecność obojga rodziców, ale przecież Ty kochasz Kamila podwójnie :) Brawa dla Ciebie- Tak trzymaj :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dokładnie ! Mi w tym wszystkim najbardziej jest szkoda Kamila, bo każde dziecko zasługuje na miłość obojgu rodziców. Nie czuje ze ja tracę na braku kontaktu z jego strony - jest mi z tym lepiej. Jednak dla dziecka taki męski wzorzec podczas dorastania jest niezwykle ważny. No niestety i tacy tatusiowie sa na świecie :/

      Delete
  12. Podziwiam Cię, ja nadal nie potrafię wyobrazić sobie samotnego wychowywania dziecka, jestem właśnie na etapie że lepiej mieć przy sobie kogokolwiek niż nikogo.
    Synek dał Ci ogromną siłę i widać że we doje poradzicie sobie doskonale. Tylko pogratulować ! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuje :)
      Zobaczysz jak urodzi sie dziecko to ono bedzie najważniejsze :)

      Delete
  13. Brawo, brawo, brawo! Kij mu w oko, a Tobie puchar za siłę i mądrość!

    ReplyDelete
  14. Brawo za podejscie! Kamil ma mądrą i silną mamę!!

    ReplyDelete
  15. I powiem Ci, że a na pohybel takim "facetom"! Sama o mało co nie skończyłam z takim nienadającym się do ważnych ról. Ale w porę (po ponad 8 latach :D) zadałam sobie właśnie to pytanie: "po co tkwię w tym związku". Wróć. Zadałam je sobie po jakichś 6 latach, a po 8 dopiero na nie odpowiedziałam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja miałam juz kiedy jeszcze inny taki związek. Ten wydawał sie tym właściwym a sam "ojciec" tym idealnym. Jak widać wszystko wychodzi z czasem ;)

      Delete
  16. Masz dla kogo żyć - dla synka i to jest najważniejsze i najpiękniejsze a jego uśmiechy wynagrodzą Ci wszystkie smutki i trudności. A dla Kamilka chyba lepiej nie mieć ojca niż kiedyś dowiedzieć się, że Go nie chciał. Jestem pewna, że spotkacie na swojej drodze partnera dla Ciebie a tate dla małego.

    ReplyDelete
  17. Bardzo dobrze napisane. Super, że się nie poddałaś i walczysz, skoro masz takie prawo to musisz z niego skorzystać. Dobrze, że jesteś taka silna :) oby tak dalej! :)

    ReplyDelete
  18. Moja mama też wychowała Nas (brata, siostrę i mnie) samodzielnie nigdy nie samotnie :) Też walczyła każdego dnia by nasze dzieciństwo było bardzo udane. Nie ważne są te wszystkie dobrodziejstwa materialne, których nie mieliśmy, ale najważniejsze było to, że się wspieraliśmy w każdej chwili i tak jest po dzień dzisiejszy :) Lepiej mi było bez ojca niż z nim. Dlatego jestem bardzo dumna z mamy za to, że wychowała Nas na dobrych ludzi i kocham ją ponad wszystko :) Także, wiem to z perspektywy dziecka, że lepiej nie mieć taty niż mieć go takiego jakiego by się nie chciało :) Dużo siły i cierpliwości! Wszystkiego co najlepsze dla Was :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja sie najbardziej martwię o to ze nie bedzie sie on kontaktował kilka lat a potem nagle pojawi sie idealny "tatuś" i jeszcze bedzie mnie przedstawiał w złym świetle, ze on chciał sie kontaktować a to ja jestem zła w tym wszystkim. :/

      Delete
    2. Nie ukrywam, że on pojawiał się w moim życiu lecz równie szybko znikał. Dziecko nie jest głupie (mam na myśli kilkulatka) i samo zauważy, że przecież w jego życiu tego "kochanego" tatusia wcale nie było. Powiem Ci, że jak słyszę teksty typu "Dziecko bez ojca ma braki emocjonalne w przyszłości" to mogę śmiało odpowiedzieć, że G... prawda. Ja ojca pamiętam z dzieciństwa, lecz więcej jest tego złego niż dobrego. Mama była silna bo wychowała Nas sama (mało tego ojciec zrobił ogromne długi mojej mamie:/, do dzisiaj sprawy się toczą...), musiała pracować, wychowywać, gotować, bawić się z nami, bez pomocy rodziny, która tylko "współczuła", ale nie pomagała... Bądź silna !

      Delete
  19. Dobrze, że znalazłaś w sobie siłę i masz przy sobie swojego małego motywatora. Obyś zawsze szła przez życie z podniesioną głowa i nie dała się już nigdy nikomu stłamsić. Jesteś silna i świetnie dajesz sobie radę, jako kobieta, jako mama. Trzymam kciuki za rozprawę. ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuje :) zapewne na jednej rozprawie to sie nie skończy :/

      Delete
  20. Pięknie napisane, samodzielna a nie samotna. Bardzo mi się podoba takie określenie. I walcz o pieniądze dla Kamila, co by Ci ludzie nie mówili. Wiem coś o tym bo mój ojciec do wzorowych tatusiów nie należy. Także walcz i pamiętaj, że robisz to dla Kamila ;).
    Słodkie zdjęcie

    ReplyDelete
  21. Bardzo się cieszę. Ja od samego początku strasznie Cię podziwiam- mam nadzieję, że nie wkurzę Cię tym słowem. Nie tak dawno wracałam do Twoich pierwszych postów, żeby trochę Cię poznać, bo nie ukrywam bardzo mnie zainteresowałaś swoją osobą. Przeszłaś w życiu trochę i mam nadzieję, że już z powodu żadnego idioty cierpieć nie będziesz. Ważne, że poukładałaś sama sobie to wszystko. A prawda jest taka- we dwójkę czy nie, momentami każdy i tak pozostaje sam z własnymi problemami, niezależnie od tego w jak dobrym jest związku. Jesteś silna i mądra, dużo dobrego jeszcze przed Tobą.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Cos Ty, nie przeszkadza mi to,. Denerwuje mnie to jak ludzie starają sie obejść ze mną jak z jakjkiem. Jakbym była chora, bo przecież jestem sama. I najlepiej nie wspominać o tacie dziecka nic przy mnie bo jeszcze bedzie mi ciezko i zle ;)

      Delete
  22. Tak zdecydowanie samodzielna! Nigdy przecież nie będziesz samotna mają przy sobie mężczyznę życia :D
    Uwielbiam takie podejście do życia! Jesteś wielka, syn będzie z Ciebie dumny :)

    ReplyDelete
  23. Nominowalam Cię do LBA, jeśli masz ochotę na zabawę to zerknij do mnie na najnowszy wpis :) chętnie dowiem się więcej o Tobie

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuje za niminacje i chętnie wezmę udział w zabawie :)

      Delete
  24. Jesteś dla mnie wzorem do naśladowania:)

    ReplyDelete
  25. Świetny wpis! Jesteś dzielną kobietą i wspaniałą mamą! Uwielbiam takie osoby! A macierzyństwo wzmacnia :-).

    ReplyDelete
  26. Właściwe podejście...:-)
    Pozdrawiam...

    ReplyDelete
  27. Świetny post! Mam nadzieję, że sprawiedliwości stanie się za dość! Musi tak być :)

    ReplyDelete
  28. Bardzo dobrze do tego podchodzisz. Masz teraz dla kogo żyć i to najważniejsze. Zdrowych i spokojnych świąt życzę :)

    ReplyDelete
  29. Brawo za zdrowe podejscie do sprawy, za twarde stąpanie po ziemi i za siłę która w Tobie drzemie.

    ReplyDelete
  30. Choć nie czytałam Twoich pierwszych postów, to tak sobie myślę, że to jednak normalne, że tamta Ty i teraźniejsza, tak bardzo się różnicie. Miałaś czas, żeby przetrawić tamte wydarzenia, zdystansować się, urodziłaś dziecko... Myślę, że my kobiety odkrywamy swoje prawdziwe oblicze, i to na ile nas stać, kiedy musimy radzić sobie zupełnie same.
    Wszystkiego dobrego Wam życzę i trzymaj tak dalej!

    ReplyDelete
  31. W pierwszych postach, których opisywałaś swoją sytuację, pisałam, że wierzę, że będziesz tak samodzielną i zaradną matką, że inne kobiety mogą Ci tego zazdrościć. Na prawdę wierzę w to, że wszystko co stało się w Twoim życiu sprawi, że będziesz miała siłę, którą góry można przenosić :)

    ReplyDelete
  32. Możemy przybić sobie piątkę ;) Również uważam, że dużo lepiej być samej aniżeli w związku, który nie przynosi żadnych korzyści tylko straty. Mam dwóch synów, wychowuję ich sama, jeszcze przed rozstaniem z ex mężem słyszałam, że sama nie dam rady. Guzik prawda, daję radę do tej pory, jestem ponad pół roku po rozwodzie. Jest ciężko, czasem brakuje dodatkowej pary rąk, ale mam względny spokój :) I wierzę, że Ty dalej będziesz mieć takie pokłady energii i siły! Oby się to nigdy nie zmieniło :) Dasz radę, bo jesteś matką! A każda samodzielna czy też nie, mama jest superbohaterką :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. :)
      Według mnie najgorsze bycie w nieodpowiednich związkach, jest ta ciągła nadzieja że to się zmieni, że sie polepszy. I za każdym razem rozczarowanie. I te początki, że będzie ciężko i dołujące komentarze z otoczenia.

      Delete
    2. Dziś zgadzam się z Tobą w 100 %. Lecz jeszcze jakiś czas temu byłam mężatką walczącą o swoje małżeństwo, mającą nadzieję, że będzie lepiej. Nie żałuję, bo mam z tego związku dwóch cudownych synów :) Początki są trudne, ale potem już z górki :)

      Delete
  33. Piękny blog. Ty jesteś piękna i wspaniała ;-) a ojciec Kamilka ma naprawdę czego żałować. Pozdrawiam gorąco :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję Ci bardzo :) Nawet nie wiesz jak takie komentarze motywują! :)

      Delete